Valeshar

Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.


2 posters

    Czerwony Labirynt

    Etolie
    Etolie
    Admin


    Liczba postów : 78
    Na forum od : 18/02/2012

    Czerwony Labirynt Empty Czerwony Labirynt

    Pisanie by Etolie Nie Lut 26, 2012 10:59 pm

    Sławetne centrum Ogrodów Vivienne, w dużej mierze otoczone przez Bal Ravaalhi. Liczne, kręte ścieżki labiryntu bez problemu dezorientują wędrowników; wszechobecna, intensywna czerwień wręcz drażni oczy, a mdlący, słodkich zapach miesza się z odorem gnijącego życia, u wrażliwszych osób wywołując odruchy wymiotne. Jest to miejsce, w którym spotykają się skrajności - niby pełne piękna, lecz zewsząd otoczone zepsuciem, trawiącym całą tutejszą roślinność. Wesoło świergoczące ptaszyny porywane są przez większe, drapieżne istoty, zamieniając optymistyczne pieśni w rzewne, rozpaczliwe krzyki, roznoszące się echem po całym labiryncie.
    Jakby tego było mało, prawdziwa historia tego miejsca została skutecznie zatuszowana. Niegdyś labirynt został ochrzczony Krwawym - Czerwony to tylko w miarę delikatny eufemizm. Ulubione miejsce schadzek samobójców zostało okryte złą sławą po szesnastym przypadku śmierci podczas poszukiwania wyjścia z labiryntu. Podobno jest to zasługa białego lwa, czekającego na zwycięzców tej małej gry. Nie wiadomo, czy pomnik faktycznie ma jakąś moc, jednakże napawa strachem i obawą każdego, kto tylko na niego spojrzy. Wysokie na trzynaście metrów siedzące, obnażające kły zwierzę o bujnej, rozwianej grzywie groźnie spogląda na Ogrody, wywołując w ludziach mieszane uczucia. Podziw i respekt miesza się tu z niewypowiedzianym przerażeniem, zarówno przyciągając, jak i odpychając zwiedzających.
    Gałgar
    Gałgar


    Liczba postów : 19
    Na forum od : 20/02/2012

    Czerwony Labirynt Empty Re: Czerwony Labirynt

    Pisanie by Gałgar Pon Lut 27, 2012 4:47 am

    Teraz biegł prosto przed siebie, dostrzegając już z daleka wysokiego białego lwa przyspieszył, a jego trucht był teraz dosłownym sprintem. Pod tym ogromnym posągiem, lub może w posągu, znajdowała się pierwsza pieczęć, pieczęć księżyca. Ogromna biało niebieska tarcza zbliżała się ku horyzontowi, by jej miejsce mogło zastąpić słońce. Znajdował się już pod posągiem, z całkiem niezłą zadyszką. Przybrał pierwotną formę, i tu mocno się zdziwił, przemiana nie wywołała żadnych efektów ubocznych, ani mu nie zawirowało w głowię, ani go nic nie mdliło, coś z tym miejscem poważnie było nie tak jak powinno.
    Spojrzał na ogromnych rozmiarów, białego kocura, ohydztwo, nie dość że zmarnowali tyle marmuru to jeszcze ten okropnie wygląda, Gałgarowi wydawało się że ten durny lew patrzy na niego, z wyrzutami sumienia, jakby prosił żeby Gałgar nie robił tego co miał zrobić. Już było za późno, przywoływacz wziął się do pracy, cały proces złamania pieczęci przebiegał dziecinnie łatwo, może dlatego że to była pierwsza, najsłabsza pieczęć? A to może dlatego, że Gałgar nie wyczuł tu żadnego cuchnącego wpływu D'misu? No właśnie, miejsce wokół białego lwa było kompletnie pozbawione jakichkolwiek ilości D'misu, dzięki czemu przywoływacz mógł bez trudu używać całej gamy swoich mocy, nic go nie blokowało, nic go nie kontrolowało, czuł, że mógłby nawet stąd osobiście zniszczyć ten wymiar, niestety, jeżeli jego moce przedostawały się przez okrągłe pole dookoła lwa, to najzwyczajniej znikały.
    Gałgar doszedł do ostatniej fazy, tej najtrudniejszej, gdzie waha się jego dłuższy pobyt tutaj.
    Na jego czole intensywnie pojawiały się kropelki potu, a szmaragd dostarczał nienaturalnego ciepła, wręcz już parzył, tylko o co mu mogło chodzić? Nieważne, teraz liczy się ostatnia faza łamania pieczęci.
    Gałgar poczuł jakby tysiące ostrz naraz wbiły mu się w mózg, skąd ten atak przyszedł? Jakieś dziwne moce stawiały opór przed poczynaniami przywoływacza, tylko do jasnej cholery, jakie? Nie, nie mógł się teraz poddać, mimo iż już jęczał i klęczał z psychicznego bólu, dalej miał wyciągnięte ręce przed siebie, by nie zerwać przypadkiem kontaktu. Cały ból, i wszelkie objawy organizmu rozpłynęły się, gdy lew dosłownie ożył, wydał z siebie głośny ryk, który potoczył się echem po czerwonym labiryncie tylko po to by wywołać nienaturalny silny wiatr, ostatni zew pomocy, jednak i ten zawiódł, przywoływacz złamał pierwszą pieczęć, pierwszą z czternastu.
    Czarna energia z wolno wylatywała z dziury w pieczęci, Gałgar bez najmniejszego zastanowienia podszedł do niej, chwycił za "ogonek" i pociągnął ją do swojego gardła, tym samym pochłaniając moc, którą wcześniej posiadała czarna energia. Nie było już tutaj nic do roboty. Nienaturalnie silnego wiatru nic nie mogło zatrzymać, wiał i huczał jak oszalały, jednak przywoływacz wcale się tym nie przejął, wykonał swoje pierwsze zadanie, przyszedł czas na odpoczynek. Ruszył mozolnym krokiem w wyjście którym przyszedł, i kierując się tą samą dróżką zmierzał ku ogrodowi Vivenne. Ruch jego był powolny, i chwiejny, wyglądał niczym umarlak powstający z grobu, albo jak chłop który z rana wyrusza na pole. Był zmęczony, bardzo zmęczony, dowodem tego były choćby fioletowe worki pod oczami, musi się przespać, tylko tak porządnie, ale gdzie? Nie chciał teraz myśleć, przez to bolała go głowa, wolał iść jak to bezmózgie zombie, skręcając to w prawo, to w lewo, kierując się instynktownie w stronę wyjścia.

      Obecny czas to Czw Wrz 19, 2024 1:41 am