by Gałgar Pią Lut 24, 2012 12:55 am
*Trzy lata i dopiero pierwsza pieczęć się aktywowała...*
Gałgar był wręcz oburzony tym, że zmarnował w tym wymiarze aż trzy late swojego wiecznego życia, chciał się stąd jak najszybciej wyrwać, niczym mucha która wleciała w pajęczynę, nie cierpiał tego świata, tak samo jak istot znajdujących się w nim, w ogóle nienawidził całego życia.
Pierwsza pieczęć się aktywowała, znajdująca się pod ciężkim białym klocem, emanowała energią wołającą przywoływaczy, no właśnie, przywoływaczy. Gałgar musiał się spieszyć z dotarciem do niej przed innymi, bo gdyby spotkał rywali mogłoby się to skończyć bardzo nieprzyjemnie.
Mimo goniącego go czasu szedł powolnym krokiem przez Bal Ravaalhi, iście paskudne miejsce, pełne okropnego życia, okropnych ptaków, okropnych roślin, brzydził się prawie wszystkim. W takim razie co szanował? Na pewno rasę zwaną "Elumiinati", rasę demonów snów, uważał że to jedyna rasa która zasługuje na szacunek w tym wymiarze. Sunął powoli przed siebie, bezszelestnie jak cień, który zaczął otaczać swoim mrokiem ogród, tak, powoli zbliżał się koniec dnia, a słońce zachodziło, to było wręcz widoczne, jak opadało w dół za horyzont. A noce były tutaj bardzo niebezpieczne, przekonał się kiedyś, kiedy było mu dane stoczyć walkę aż z trójką wampirów, nieumarłe, paskudne i śmierdzące istoty, których miejscem jest albo płonący stos, albo głęboki grób.
Nie wytrzymywał już, zaczynało mu brakować oddechu, ten smród tych wszystkich kwiatów był przytłaczający, a w jego płucach coraz więcej osiadało się tego wstrętnego zapachu, musiał gdzieś zrobić postój by złapać oddech, wybór padł na ławkę, postawioną obok wielkiego posągu przedstawiającego jakiegoś człowieka, z koroną na głowie, wyglądał iście żałośnie, nic dziwnego, pewnie stworzyła go ludzka rasa. Usiadł na ławce próbując się zrelaksować, cała sytuacja go stresowała, strach przed tym że inny przywoływacz zdoła złamać pierwszą pieczęć przed nim paraliżowała go. Starał się powoli wdychać to cuchnące powietrze by przystosować płuca, jednak na niewiele się to zdawało. To całe myślenie o pulsie tak zajęło głowę Gałgara że ten zapomniał o swoich dolegliwościach stawów, mimo iż był nieśmiertelny, miał już ponad tysiąc czterysta lat, położył się plecami na ławce i leżał, i czekał, podziwiając gwiazdy, tak, gwiazdy to kolejna rzecz którą podziwiał, wierzył, że gwiazdy to jego bracia, duchy innych przywoływaczy którym się zbytnio nie poszczęściło i dalej siedzą w Pustce.
Wokół niego panowała istna ciemność, jedyne co oświetlało teren wokół niego to blask tarczy księżyca, miał już się zerwać, bo przypomniał sobie o pieczęci, ale nie, jego ciało odmówiło posłuszeństwa, leżał płasko jak deska drewna bez możliwości ruchu, jedyne co mógł zrobić to zasnąć. Więc zamknął oczy czekając na sen, jednak nie mógł zapominać o niebezpieczeństwach tego świata, zasnął, jednak ciągle był czujny na nawet najmniejszy i najcichszy ruch.